Twoja Krew Moje Życie

Karol Siejmichel

Pan Karol Siejmichel z Radomia, bohater artykułu „Jak igła w stogu siana” ofiarował cząstkę siebie Adrianowi z Poznania, który dzięki niemu otrzymał szansę na drugie życie. Formą przeszczepu był zabieg pobrania szpiku kostnego z kości biodrowej, który wykonuje się na sali operacyjnej, w znieczuleniu ogólnym.

 

Jak igła w stogu siana”

Radomianin Karol Siejmichel, oddając szpik kostny, uratował życie ośmioletniego chłopca z drugiego końca Polski. Teraz są jak bracia. Jak niewiele potrzeba, żeby dać komuś najważniejszą rzecz na świecie przekonał się Karol Siejmichel z Radomia. Został dawcą szpiku dla chorego na białaczkę chłopca z Poznania. Dzięki niemu ośmioletni Adrian żyje i wraca do zdrowia. Karol Siejmichel od kilku lat jest honorowym dawcą krwi. To, że został też dawcą szpiku to zupełny przypadek. Wszystko zaczęło się 2,5 roku temu.

 

– Jak zwykle byłem w radomskim centrum krwiodawstwa, żeby oddać krew. Kiedy już wychodziłem z budynku moją uwagę przyciągnęła gablota w pobliżu drzwi, ktoś wywiesił tam artykuł o Polaku, który oddał szpik dla Amerykanina – opowiada Karol Siejmichel.

– Przeczytałem to i pomyślałem, że ja przecież też mogę być dawcą. Chwilę później Karol już siedział na fotelu i pobierano mu krew do badań, po to żeby jego wyniki umieścić w banku dawców.

– To był taki odruch – zapewnia nasz bohater. – Nie wiedziałem nawet na czym polega pobieranie szpiku, jak to wszystko się odbywa. Ale pomyślałem, że skoro to takie ważne dla chorych, a ja mogę im pomóc, to czemu mam tego nie zrobić.

 

 

PIERWSZY TELEFON

 

Po pierwszych badaniach informacja o Karolu Siejmichelu znalazły się w banku dawców szpiku. A on sam wrócił do codziennego życia.

– Nie zapomniałem o tym, że jestem w banku, ale też prawda jest taka, że szczególnie nad tymnie rozmyślałem- mówi nasz rozmówca. – No i dalej nie wiedziałem dokładnie, co może się wydarzyć.

Kolejny etap historii to telefon z warszawskiego Instytutu Hematologii i Transfuzjologii. Odezwał się półtora roku temu. To wtedy Karol Siejmichel po raz pierwszy rozmawiał z Renatą Witkowską, lekarzem z Instytutu.

– Pani doktor od razu zapytała, czy nadal chcę być dawcą szpiku – wspomina Karol.
– Kiedy potwierdziłem zaprosiła mnie do siebie na szczegółowe badania. Za tydzień Karol Siejmichel był już w Warszawie, gdzie przeszedł kompleksowe badania. Na każdym ich etapie słyszał to samo pytanie: „Czy nadal chcesz być dawcą?” Odpowiedź też zawsze była taka sama: „Tak”.

– To jest tak, że w każdej chwili można zrezygnować, nawet już leżąc na stole zabiegowym – przekonuje nasz rozmówca. – Lekarze bardzo dokładnie opowiadają
na czym polega pobranie szpiku, uprzedzają, że boli.

 

Dawcą szpiku kostnego jest między innymi Zygmunt Chajzer .

 

MINĄŁ TYDZIEŃ

Po tygodniu Karol znowu był w Instytucie, tym razem pojechał, żeby oddać szpik. Lekarze pobrali go z kości biodrowej mężczyzny. Jak opowiada miał sto nakłuć.
– Ściągnięto mi 1100 mililitrów szpiku – relacjonuje Karol Siejmichel. – Zabieg trwał około godziny, byłem pod pełną narkozą.

Po trzech dniach radomianina odwieziono do domu. Karol nie ukrywa, że naruszona kość bolała i to, co najmniej przez dwa tygodnie.- Ale co to za ból, przecież, jak człowiek uderzy się w nogę to też boli – żartuje. – Można wytrzymać.

Jeszcze wtedy Karol Siejmichel nie zdawał sobie sprawy z tego, co właśnie się stało. Nie wiedział też, kto czeka na jego szpik.

– Pani doktor Witkowska powiedziała mi tylko, że to ośmioletni chłopiec i że ma na imię Adrian – opowiada nasz bohater. – Bardzo chciałem wiedzieć chociaż, czy szpik się przyjął.

Niedługo po zabiegu Karol dostał informację, że wszystko się udało, chłopiec wraca do zdrowia.

– Ale ja bardzo chciałem go poznać, od początku tak było – powiedział Karol.

 

ROK OCZEKIWANIA

 

Na spotkanie z tajemniczym jeszcze wtedy Adrianem Karol Siejmichel musiał czekać rok. Takie są zasady obowiązujące przy przeszczepach. Przez ten czas dane dawcy i biorcy są chronione, zapewniona jest anonimowość. Później, jeśli obie strony się zgodzą, może dojść do spotkania.

 

– Bardzo czekałem na to spotkanie – przyznaje nasz rozmówca. – Byłem zwyczajnie ciekawy. Przez cały ten czas miałem kontakt z Instytutem i panią doktor.

 

Po roku doszło wreszcie do spotkania. Zorganizowano je w warszawskim teatrze Sabat Małgorzaty Potockiej. Z całej Polski przyjechali tam dawcy szpiku i osoby, którym go przeszczepiono. Jednym z prowadzących był Zygmunt Chajzer, gwiazda telewizji i także dawca szpiku. W teatrze była też Urszula Jaworska, która stworzyła pierwszy w Polsce bank dawców szpiku i fundację zbierającą pieniądze na badania. Urszula Jaworska teraz pomaga chorym na białaczkę, kiedyś sama potrzebowała pomocy. Była ona pierwszą Polką, której przeszczepiono szpik od dawcy niespokrewnionego.

 

TO MUSI BYĆ ADRIAN

Na spotkanie do Warszawy Karol Siejmichel pojechał ze swoja mamą. -Wszyscy siedzieliśmy na widowni teatru, było naprawdę dużo gości – opowiada Karol. – Kiedy tam jechałem nie wiedziałem, jak to wszystko się odbędzie. Nie mogłem się doczekać spotkania, ale były też olbrzymie nerwy, jakiś niepokój. Karol i jego mama usiedli w jednym ze środkowych rzędów. Kilka miejsc przed nimi na rozpoczęcie uroczystości oczekiwała jakaś rodzina.- W pewnym momencie w moją stronę spojrzał chłopiec – wspomina nasz rozmówca. – I wtedy coś poczułem, jakieś ukłucie i pierwsza myśl była taka, że to Adrian. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. Później okazało się, że Karol się nie pomylił, wśród tłumu dostrzegł Adriana. – Ale zanim się upewniłem były występy na scenie, jakieś atrakcje, pamiętam to bardzo ogólnie.

 

MAM WIĘKSZĄ RODZINĘ

 

I wreszcie przyszedł oczekiwany moment. Zygmunt Chajzer wyczytywał nazwiska dawców szpiku i wywoływał ich na scenę. Po tym dołączyli do nich ci, którym przeszczepiono szpik.

 

– I przyszedł ten moment, przedstawiono mi Adriana – mówi Karol Siejmichel. – Co wtedy czułem? Nie potrafię powiedzieć, to ciągle gdzieś we mnie jest. Wiem, że płakałem, wszyscy płakali. Bożenka, mama Adriana szlochała, jego tata Wiesiek nawet nie wyszedł na scenę, nie czuł się na siłach. Dołączył do nas później. Już w kuluarach Karol poznał historię Adriana, któremu uratował życie. Chłopiec chorował od kilku lat, białaczka szybko niszczyła jego organizm. Jak się okazało szpik dostał w ostatniej chwili.

 

– Bożenka opowiadała mi, że kilka dni przed przeszczepem Adrian powiedział jej,  że już może umrzeć, jest gotowy – mówi Karol. – Jak słyszy się taką historię to serce się ściska, przecież ja też mam małą córeczkę.Karol dał Adrianowi nowe życie. Lekarze szukali go, jak igły w stogu siana wśród tysięcy innych dawców.- Aby doszło do przeszczepu szuka się dawcy, który będzie miał najwyższą zgodność tak zwanych antygenów tkankowych – tłumaczy Karol Siejmichel. – Tę zgodność określa się w skali od zera do dziesięciu. Wśród rodziny najwięcej punktów dostała mama Adrina, wyszło, że zgodność wynosi sześć punktów. Ja miałem dziewięć punktów. I udało się, żartowali nawet, że lekarz Adriana jest teraz bezrobotny. A moja rodzina się powiększyła.

 

LUBIMY PIŁKĘ

Na spotkaniu w Warszawie podziękowaniom nie było końca. Do tej pory Karol Siejmichel dochodzi do siebie po wzruszającym spotkaniu i przyznaje, że kiedy 2,5 roku temu wszedł do stacji krwiodawstwa nie zdawał sobie sprawy, że to będzie tak ważna wizyta. Jak mówi nie przypuszczał, że takim gestem, jak oddanie szpiku można uratować czyjeś życie.

– Dla mnie to przecież nie był wielki wysiłek, to taka prosta rzecz, po prostu oddałem szpik – mówi.- Nawet jeszcze w Warszawie nie do końca rozumiałem, co się stało i jakie to ma znaczenie. Cały czas to do mnie dociera.

I przez cały czas rozmawia z Adrianem i jego rodziną, na razie przez telefon. Ale są już plany spotkań, na pewno dojdzie do jednego z nich w czasie wakacji.

– Teraz oni są już moją rodziną – stwierdza nasz rozmówca. – Okazało się też, że Adrian ma w Radomiu ciocię, a ja już ją poznałem. Taki zbieg okoliczności.Małego Adriana i Karola łączy też kilka innych, zabawnych i całkiem prozaicznych rzeczy. Przykład to choćby miłość do piłki nożnej. Adrian uwielbia grać, ogląda mecze, zna imiona i nazwiska piłkarzy.

– Jak byłem chłopcem też grałem i do tej pory jestem kibicem – żartuje Karol.
– No i jeszcze jedna śmieszna rzecz, obaj uwielbiamy frytki!

 

CZEKAM NA SYGNAŁ

 

Karol Siejmichel obrusza się na słowo bohater. Nie oczekuje podziękowań. Dla niego bohaterami są ludzie, którzy wykonują przeszczepy, cały sztab osób, który walczy o pieniądze na badania. A także chorzy i ich rodziny, które nie tracą nadziei i walczą o życie.

– Dawcą może być każdy zdrowy człowiek – przekonuje Karol. – Ja jestem jednym z wielu. Jestem szczęśliwy, że mogłem pomóc Adrianowi.

Karol Siejmichel zapewnia, że jest gotowy oddać szpik po raz kolejny. Czeka tylko na sygnał z instytutu.

– Dostaję telefon i jadę – mówi. – Trzeba pamiętać, że znalezienie odpowiedniego dawcy to, jak wygrana w totolotka. To zdarza się rzadko, jak mógłbym odmówić.

 

Skip to content